Odkurzanie przed zamknięciem?
Bardzo cieszę, że na moją prowincje dotarł handlowy wielki świat. W ostatnich latach powstało w moim mieście mnóstwo nowych sklepów. W zasadzie przy głównej ulicy oraz w centrach handlowych jest reprezentacja wszystkich większych sieci odzieżowych. Do tego należy dodać też wiele większych i mniejszych butików.
Ale mam jeden dręczący mnie od dawna problem. Taki handlowo – czasowy problem. Jak większość ludzi niestety żeby kupować musze zarabiać, a żeby zarabiać musze pracować i mój pracodawca pragnie mnie widzieć przy biurku miedzy godzina ósmą rano a czwartą popołudniu. Sklepy w moim prowincjonalnym mieście w większości są otwarte do godziny osiemnastej, więc nie pozostaje mi wiele czasu na zakupy. I nic w związku z tym dziwnego, że zjawiam się w sklepach tuż przed ich zamknięciem. Dla ścisłości nie za dwie minuty przed godzina zamknięcia, ale tak przynajmniej za piętnaście minut.
I jak typowy klient mam zawsze jakieś wymagania. A to chce coś przymierzyć, a to chce inny rozmiar a to inny kolor i tak dalej. Wielokrotnie w takiej sytuacji jestem poddawany dziwnemu pressingowi ze strony sprzedawców. Na każdy moje pytanie panienka sprzedawczyni odpowiada w westchnięciem albo z ostentacyjnym spojrzeniem na zegarek. Ja rozumiem, że jest ona tu od rana i chce do domu. Ale ja, na Merkurego, ja chce przecież dać jej zarobić i to, że nie mam czasu na zakupy w ciągu dnia nie jest moją winą, więc wolałbym nie czuć się w jej sklepie jak intruz. Takie fochy jakoś zniosę. W końcu każdy, kto wychował się w PRL i pamięta tamta sklepowa rzeczywistość jest na takie zachowanie uodporniony.
Ale prawdziwym hitem dla mnie jest odkurzanie w ostatnich minutach pracy sklepu. Panienka lawiruje sobie spokojnie z wyjącym urządzeniem do sprzątania miedzy klientami, co chwile prosząc ich o odsuniecie się, bo chce wyłapać kolejny paproszek na wykładzinie. Jeśli nie ma w sklepie wykładziny to niczym zdrożnym dla nowych ekspedientów jest ostentacyjne mycie sklepowej podłogi. Panienka jedzie mopem po całej powierzchni sklepu. No i co mi pozostaje, ewakuuje się, bo przecież nawet z samego szacunku dla jej pracy nie będę się z butami ładował na świeżo umytą podłogę. Pisze o sklepach z odzieżą, bo poza spożywczymi właśnie te najczęściej odwiedzam. Ale problem dotyczy w zasadzie wszystkich sklepów.
Ja rozumie, że nikt nie chce zostawać w pracy nawet minuty dłużej. Ale czy tak trudno zrozumieć, że ja często mam właśnie te piętnaście minut na zrobienie zakupów? I nie chce czuć się jak intruz. Chce coś kupić a tu panienka sprzedawczyni goni mnie z rurą od odkurzacza po całym sklepie, co chwile wyławiając mi z pod nóg paproszki. I jak tu coś kupić w takich warunkach?
Komentarze