Spacerkiem po obsranym mieście

Obublikował pavvel dnia

Moje prowincjonalne miasto jeszcze przed tygodniem pokryte było śniegiem. W zasadzie to nawet utonęło w śniegu na długie miesiące. Taki stan pogodowy miał zdecydowanie wiele wad.  Ale miał też przynajmniej jedną niepowtarzalną zaletę. Po prostu, kiedy śnieg pokrywał chodniki, trawniki, place oraz podwórka całego miasta, nie było widać tego, jak bardzo jest ono zaśmiecone. Śnieg stopniał i ujawnił to wszystko, co się pod nim skrywało. To, że na kilkanaście tygodni śmieciowy problem został przykryty białą śnieżną kołderką to niewątpliwie największa zaleta tej zimy. Wszędzie było tak czysto i przyjemnie. Ale teraz problem powrócił i to ze zwiększoną siłą. Bo to, co było ukryte teraz wylazło z powrotem na wierzch.

 

Skuszony piękną pogodą oraz namowami pięknej pani z telewizji, która zapowiada pogodę, wybrałem się na spacer. Jak tylko postawiłem nogę na chodniku od razu but zanurkował w błotku powstałym z tego, co się rozpuściło, dodatkowo zagęszczonym tym, czym chodniki były posypywane w okresie zlodowacenia. Czym dalej w miasto tym więcej na chodniku błota. No i jeszcze te trawniki bogato ustrojone pustymi butelkami po napojach alkoholowych wszelkiej maści. Idąc ulicą i przyglądając się tylko tym, co na trawnikach, z łatwością można zgadywać gdzie się obecnie znajdujemy. To znaczy, że możemy łatwo nawigować do sklepów z alkoholem. Więcej opakowań szklanych po napojach wyskokowych oznacza, że zbliżamy się do punktów ich sprzedaży.

 

Bardzo ciekawe jest to, że w zasadzie wszystkie opakowania po wódeczce leżące na trawnikach to takie małe buteleczki o pojemności dwustu mililitrów. Czyli jak widać społeczeństwo mojego prowincjonalnego miasta może i pije często, ale za to w małych dawkach. I sądząc po nazwach trunków umieszczonych na buteleczkach to wszystko, co spożywa to tylko dla zdrowotności. Bo po wszelkich balsamach i po innych nalewkach gorzkich żołądkowych, niezliczone opakowania zalegały trawniki w mieście. Jak widać wódka szkodzi najbardziej na rączki, bo jak widać amatorzy balsamów i gorzkiej żołądkowej zaraz po wlaniu płynu do gardła, tracą moc w dłoniach i butelka zostaje tam gdzie doszło do spożycia. Piwo też jak widać, powoduje podobną utratę zdolności doniesienia butelki do najbliższego śmietnika. Można to nawet zrozumieć, ale dlaczego opakowania po kefirach czy innych napojach równie często występują obok butelek?

 

Dobrze, alkohol powoduje, że zmieniają się standardy czystości. Może jak jeden z drugim wywalą przy krzaczku po jednym balsamie wysokoprocentowym, to jest dla nich zupełnie normalne, że opakowanie po wódeczce od razu wędruje zamiast do kosza, to na ziemię pod nogami amatorów tych trunków. Czyli można to zrozumieć, choć nie można aprobować. Ale jak wytłumaczyć tą mnogości psich odchodów na chodnikach, trawnikach…. no dosłownie wszędzie. Mój znajomy zawsze powtarzał, że to moje prowincjonalne miasto jest obsrane. I chodziło mu w zasadzie o ogólny stan wszystkiego w tym grodzie. Używał takiej zdecydowanie dosadnej przenośni na określenie, jakości życia w mieście. Może to nie było wyszukane, ale po moim spacerze i po slalomie między psimi kupami dochodzę do wniosku, że wiele w tym jego obsraniu miasta jest niestety racji. To już nie tyle przenośnia, co przerażająca rzeczywistość.

 

Uważałem, kluczyłem, przeskakiwałem nad i omijałem, ale i tak wróciłem do domu w butach uwalanych psimi odchodami. Czy można coś z tym zrobić? Czy ludzie powalający swoim psom na zanieczyszczanie chodników uwielbiają mieszkać w gnoju? Przecież to niebezpieczne! Nie chodzi już tylko o estetyczną stronę problemu. Psie kupy nie tylko w momencie, gdy leżą na ulicy stanową zagrożenie. Przecież jak przyniesiemy to na bucie do domu to niebezpieczeństwo dodatkowo wzrasta. Kontakt ze zwierzęcymi odchodami może być przyczyną zakażenia chorobami takimi jak: toksoplazmoza, toksokaroza, bąblowicą oraz różnymi pasożytami. Straszę? A pewnie. Bo mam wrażenie, że problem ten jest nie do rozwiązania.

 

Wyczytałem w dzisiejszej lokalnej gazecie straż miejska może ukarać tylko taką osobę, której dowiedzie, że podrzuciła śmieci. Czyli pewnie też taką, której pies aktualnie dokonywał czynności fizjologicznych przy strażniku, a jego pan po nim kupki nie posprzątał. – Jeśli są świadkowie takiego zdarzenia, to powinni w miarę możliwości zrobić zdjęcia – namawia komendant straży. Dobrze komendancie, postaram się następnym razem zabrać na spacer aparat fotograficzny, w celu ustalenia sprawców obsrania miasta. Ale może w ramach swych obowiązków, strażnicy miejscy zaczną karać właścicieli chodników i trawników za panujący tam brak porządku i czystości. Może to znacznie prostsze i skuteczniejsze rozwiązanie? Bo na zrozumienie wśród właścicieli czworonogów, że nie każdemu pachnie psia kupka, nie można jak widać liczyć.

Komentarze

  1. Reply~emerytka,
    w kazdym miescie, na kazdym osiedlu to samo, psie odchody, a milosnicy zwierzat, nadal bezkarni
  2. Reply~Dorota.
    Cięzko mi to przyznać, ale niestety wszędzie jest tak samo. "Piękna" wiosna nas czeka. Ze śmieciami, psimi odchodami itp.
  3. Reply~3pwfws
    U mnie, niby wojewódzkim mieście jest prawie tak samo.Wczoraj łaziłem nad rzeką przepływającą przez moje miasto, syf jak cholera!