Gdzieś pomiędzy zdradą a zaprzaństwem
– Niech panowie popatrzą, jacy przyprawieni z samego rana – zwróciła się do mnie i do mojego znajomego pewna pani, która tak jak i my oczekiwała na transport publiczny. Spojrzeliśmy. Rzeczywiście trzech panów oraz pies szło w naszą stronę główną ulicą naszego miasta. Przemieszczali się krokiem bardzo chwiejnym, więc nie bardzo było wiadomo, kto kogo prowadzi. Ale po chwili obserwacji można było przyjąć założenie, że ten w czapce w środku jest prowadzony przez tych dwóch po jego bokach w tym ten z lewej strony dodatkowo prowadzi psa na smyczy. – Biedne zwierzę – pomyślałem oczywiście o czworonogu. – Rzeczywiście, nieźle zakropieni, a przecież jest przed dziesiątą – powiedział kolega. W tym czasie korowód trzech panów nie licząc psa dotarł do miejsca gdzie dobrzy panowie z naszego magistratu ustawili ku wygodzie mieszkańców ławeczki. Ten, co sprawiał wrażenie najbardziej wskazującego na spożycie, nagle wystartował niczym maratończyk i zaczął sunąć dziwnie równo w kierunku ławki. Nawet z tych kilkunastu metrów, jakie nas dzieliły doskonale widać było w jego oczach nadzieję, że mu się jednak uda. – Nie uda mu się – stwierdził pesymistyczne mój kolega. Nietrzeźwy obywatel zrobił kilka metrów w miarę prosto się trzymając. Potem potknął się o coś na chodniku i natychmiast przyjął pozycję psa tropiącego z nosem przy ziemi. Po czym raptownie się wyprostował, zrobił dostojnie dwa kroki… poślizgnąwszy się na śniegu wyskoczył nogami do góry tak efektownie, że wszyscy oczekujący na autobus wypowiedzieli chóralne – łaaaał… – Mówiłem że nie da rady – podsumował mój towarzysz. Koledzy tego, co właśnie doznał bliskiego kontaktu z ziemią usiłowali go podnieść. Udało się to i nawet wspólnie dotarli do ławeczki, na której zasiedli. – Jak tak można się zalać z rana! Tu jest szkoła w okolicy! – doleciał mnie głos kobiety, która wyraźnie zwracała się do tych, co odpoczywali w stanie po spożyciu. – Tu w pobliżu jest kościół jak można w takim stanie łazić po ulicy – dodała inna pani. To ciekawe, że w takich chwilach zawsze kobiety są bardziej odważne w wypowiadaniu sądów i opinii. – Młodzież patrzy i się uczy – dodała ta pierwsza. Faktycznie jak na zawołanie zjawiła się grupka nastolatków. – Hańba! – ryknął nagle i zupełnie niespodziewanie młodzian. – Zdrada! Przed trybunał stanu z nim! – dodał jego kolega. Zatkało nas. Nie mówiąc już o strażniczkach przyzwoitości, czyli o tych paniach, co to rugały pijanych. W niemym osłupieniu trwało też tych trzech panów na ławce plus ich pies. – Tu jest Polska! Tu jest Polska! Tu jest Polska! – zaczęła skandować radośnie grupka małolatów. Młodym wyraźnie zaczęło to sprawiać przyjemność. Stali obok nas i wznosili coraz to nowe okrzyki: hańba! Targowica! Zdrada! – Nie było w dziejach państwa polskiego takiego zaprzaństwa – usłyszałem nagle głos młodej blondyneczki wyraźnie zadowolonej z cytatu, którego użyła. Młodym szybko się to jednak znudziło i poszli w swoją stronę. – Skąd oni to znają? Kto ich tego nauczył? – próbowała dociec pani, która wcześniej obsztorcowała pijanych. – Z telewizji się tego nauczyli. Od polityków, od tych prawych i sprawiedliwych zapewne usłyszeli takie słowa… z transmisji obrad sejmu to znają – pospieszyłem z wyjaśnieniami. – No wie, pan… To hańba – usłyszałem w odpowiedzi. – Ma pani szanowna całkowitą rację, tak to hańba – zakończyłem dobrze zapowiadającą się dyskusję, bo właśnie nadjechał autobus, na który czekaliśmy.