Niewola miłości kontra wola suwerena

Obublikował pavvel dnia

Z szacunku do wiary i wierzących trzymam się od tego z daleka. Przynajmniej chciałbym zawsze zachować właśnie taka postawę. Jak już mam w tym uczestniczyć, to jako niezaangażowany obserwator. Ale są takie chwile, a teraz jest ich coraz więcej, że już po prostu nie trzymam ciśnienia i muszę dać upust moim emocjom. Jeśli bym tego nie zrobił to chwila mojego całkowitego szaleństwa stała by się niebezpiecznie bliska.

Nie wiem jak Państwo, ale ja mam wrażenie, że od ponad dwudziestu lat żyje w kościele. No może dotychczas mieszkałem tak na samym skraju świątyni, tak na progu, ale teraz wbrew mojej woli znalazłem się w samym jej centrum.  Ja, jako suweren, czyli cześć polskiego społeczeństwa – powołując się na słowa prezydenta oraz prezesa – mam chyba czasem prawo zapytać czy państwo i kościół to samo? A jak nie to samo to czy wzajemne się przenikanie tych dwóch instytucji nie zagraża mnie, jako jednostce? A warto zaznaczyć że jestem jednostką, która nie za bardzo dowierza, żeby nie użyć słowa nie wierzy.

Przeczytałem w publikatorze, że na Jasnej Górze podczas obrad Rady Biskupów Diecezjalnych doszło do historycznego odnowienia aktu oddania Polski w macierzyńską niewolę miłości Maryi Matki. No i trochę mną to wstrząsnęło. Nie, nie mam nic przeciwko tym, którzy chcą i muszą w coś wierzyć i do tego jeszcze muszą to czynić niewolniczo, ale dlaczego i ja w to wszystko zostaje przymusowo wtłoczony? Ta „macierzyńska niewola” kłóci się z moim anarchistycznym poczuciem wolności i nawet, jeśli to tylko taki religijny symbol to ja osobiście wypraszam sobie, jako suweren, żeby w moim imieniu bliżej mi nieznana rada biskupów oddawała naród, czyli i mnie w niewole. Nawet, jeśli ma być to niewola macierzyńskiej miłości.

Kilka tygodni temu inny poczytny publikator donosił, że Papieski krzyż Roku Miłosierdzia oraz kopia słynnej ikony Matki Boskiej z Rzymu przyleciały dziś specjalnym samolotem wojskowym z Wrocławia na lotnisko w Powidzu. No niby nic, ale mnie trochę zdziwiło, że nasza dzielna armia wysyła specjalny samolot do żeby przewieś krzyż i ikonę. Czy to naprawdę było konieczne? Czy nie dało się do zrobić bez asysty naszych dzielnych wojaków i wykorzystaniem wojskowego sprzętu? Ponadto mam wrażenie graniczące z pewnością że teraz żadna msza z udziałem władz a czasem i bez tego udziału nie może się odbyć bez asysty wojskowych. Jak tak dalej pójdzie to trzeba będzie w wojsku polskim utworzyć specjalne jednostki, na wzór kompanii reprezentacyjnej, wyspecjalizowane w asystowaniu w mszach i innych uroczystościach kościelnych.

Dalej w tym samym artykule można przeczytać, że „władze lokalne postanowiły nadać placykowi imię Światowych Dni Młodzieży”, no rzecz wspaniała. Tylko mam pytanie czy władze tej miejscowości uzyskały zgodę miejscowego społeczeństwa na taką nazwę? Odbyło się stosowne referendum?  Zapewne nie, bo teraz obowiązuje nowa wykładnia prawa i sprawiedliwości: wygraliśmy wybory i możemy robić co nam się tylko żywnie podoba i nikomu nic do tego.

Ja tam nie jestem żadnym wojującym i pałającym nienawiścią antyklerykałem. Mam do wiary i wierzących stosunek życzliwie pobłażliwy. Ale naprawdę mam już dość tego, że program rządowej telewizji przypomina coraz bardziej wykład w akademii teologii a większość rządowych uroczystości to uroczystości kościelne.  Jeśli, jako ten suweren z racji bycia częścią narodu, mam coś do powiedzenia (pewnie niewiele, ale zawsze można spróbować) to bardzo proszę, miejcie umiar, bo ja jestem u kresu wytrzymałości.