Nieważny dowód powodem antypaństwowej postawy
O dłuższego już czasu, każdego już prawie ranka, budziłem się z antypaństwowym okrzykiem. Czułem, że cały stałem się taki odporny na narodową dumę, nie ulegałem dobrej ani złej zmianie i byłem całkowicie i zdecydowanie nie patriotyczny.
Od rana do wieczora wygrażałem w słowach niecenzuralnych naszemu rządowi. Przeklinałem, na czym świat stoi, naszą panią premier. Nie szczędziłem szyderstw i mocnych słów całej rządzącej koalicji a nawet opozycji się ode mnie porządnie dostało. Mocnymi słowy obrzuciłem wszystkim przywódców partyjnym, ministrów, podsekretarzy stanu, kierowników gabinetów politycznych a nawet rzeczników kilku ważnych ministerstw. Doszło do tego, że obraziłem niecenzuralnym słowem prezydenta, na szczęście tylko prezydenta mojego miasta, bo przecież jak nic poszedłbym siedzieć jakby moje przekleństwa dotyczyły majestatu głowy państwa.
Uwłaczam bez dania racji magistrackim urzędnikom. Ba! Nawet służbom mundurowym się oberwało. Całe szczęście, że tylko w myślach szkalowałem organa, bo jak wiadomo obrażenie obelżywy słowem funkcjonariusza na służbie jest karalne. Co więcej, w tej mojej zgniliźnie moralnej tak się zapomniałem, że począłem obrażać myślą i słowem samego pana prezesa! A jak wiadomo to jest już najwyższa perfidia i straszliwe bluźnierstwo. I tak przez całe dnie aż do późnej nocy byłem przepełniony niechęcią do władzy i całkowicie antypaństwowy.
Nie wiedziałem, dlaczego tak mnie nadmiernie wzięło na wywrotowość, bo choć jestem z przekonania anarchistą to jednak przecież aparat państwowy naszej ojczyzny darzyłem do tej pory jak nie zwyczajną obojętnością to przynajmniej dobroduszną pobłażliwością spotykaną najczęściej u ludzi, którzy zmuszeni są do przebywania z idiotami. A tu nagle taka eskalacja uczyć antyrządowych. Zacząłem szukać przyczyny moich antypaństwowych myśli i słów. – Skąd u mnie taka niepatriotyczna postawa? – dręczyło mnie pytanie. Co mi ten kraj, to państwo zrobiło, że ja tak: „ledwo słoneczko uderzy w okno złocistym promykiem, budzę się hoży i świeży z antypaństwowym okrzykiem”.
Żyłbym pewnie jeszcze długo w tej pogardzie dla własnego państwa, w tym wyklinaniu rządowi i naszym światłym przywódcom gdyby nie przypadek. Onegdaj napotkałem, wracając późną nocą od znajomych, patrol służb porządkowych. Przyznam, że jak tylko ich zobaczyłem już we mnie wezbrała żółć i począłem ich w myślach przeklinać niemiłosiernie. – Dokumenty proszę – usłyszałem, gdy na wcześniejszą prośbę mundurowych opowiedziałem skąd wracam i dokąd zmierzam o tak późnej porze. Grzecznie podałem funkcjonariuszowi swój dowód osobisty, aby ten mógł sprawdzić czy ja to w zasadzie jestem ja czy może ktoś zupełnie inny. Bo jak wiadomo bez tego kawałka plastiku, który obywatel musi stale nosić przy dupie, to nikt nie uwierzyłby pojedynczemu przedstawicielowi suwerena, że jestem tym, kim jestem i za kogo się podaje.
– Pana dowód jest od dwóch miesięcy nieważny – przemówił surowo mundurowy. A mnie nagle olśniło. Tak, to tu leży przyczyna mojej antypaństwowości! Jakże by inaczej! Ja stałem się rebeliancki nadto niż moja norma przewiduje, bo to ten mój dowód na moje istnienie ważność utracił! Pomijam już fakt, że odpowiedzialności prawnej podlega ten, kto uchyla się od obowiązku wymiany dowodu osobistego a karą za tego typu czyn jest ograniczenie wolności lub grzywna, która może sięgać nawet do pięciu tysięcy złotych. Co tam kara, wiadomo przecież, że bez dowodu osobistego nie jest się w pełni obywatelem naszego państwa, bo jak tu tak żyć w tym ukochanym, umiłowanym kraju bez ważnego dokumentu na własne istnienie. Jak widać na moim przykładzie, bez skutków ubocznych, nie można.