Słonka Jaś nie doczekał, czyli rozważania przedemerytalne

Obublikował pavvel dnia

– Mam dla nas dwóch dobrą i złą wiadomość jednocześnie – rzekł przyjaciel składając z pietyzmem gazetę, którą właśnie przestał czytać. –  Jak donosi ten dobrze poinformowany papierowy publikator, nasz dobrodziej lat starczych, czyli Zakład Ubezpieczeń Społecznych, ogłosił właśnie nowy projekt, z którego wynika, że osoby, które zbyt krótko płaciły składki na ubezpieczenia społeczne, nie dostaną żadnej emerytury – stwierdzał przyjaciel chowając gazetę do kieszeni kurtki.

– Fascynujące – przyznałem cofając się jeszcze bardziej wgłęb bramy, w której schroniliśmy się przed zacinającym jesiennym deszczem. – Ja osobiście to nawet w najpiękniejszych marzeniach nie widzę siebie na emeryturze. Mam taki syndrom „słonka Jaś nie doczekał”. Przecież powszechnie wiadomo, że przeciętny mężczyzna w kraju nadwiślańskim zwyczajnie emerytury nie dożyje – dodałem. Przyjaciel zgodził się ze mną, bo on przecież też raczej niewielkie miał szanse dożyć sędziwego wieku pomijając już nawet jego zapędy autodestrukcyjne. Dla nas zdecydowanie życie na emeryturze pozostawało w strefie zjawisk nadprzyrodzonych.

– To, że niektórzy nie dostaną emerytury to była ta zła wiadomość. Dobra jest taka, że ZUS-owcy poinformowali jednocześnie, że takie osobniki jak my dwaj, to znaczy tacy, co to pracowali sporadycznie na etacie przez przynajmniej dziesięć lat dostaną pieniądze, które sobie uzbierały na zusowskich zapisach, od razu jak tylko uda im się dociągnąć do odpowiedniego wieku. Do kasy i wypłata jednorazowo na miejscu, co do grosza – wyjaśnił uradowany przyjaciel.  Nie wiedziałem, z czego się tak raduje, na szczęście szybko pospieszył z wyjaśnieniami.

Według ZUS-owskiego projektu, którym teraz ma się zająć rząd najjaśniejszej, prawo do emerytury w comiesięcznych odcinkach mieliby zachować tylko ci, którzy udowodnią przynajmniej piętnaście lat w przypadku kobiet lub dwadzieścia w przypadku mężczyzn, tak zwanych „okresów składkowych”. A ci wszyscy pracujący – jak to ładnie urzędnicy zusowscy określili: sporadycznie – dostaną gotówkę od razu po przejściu na upragnioną emeryturę.

– Wyobraź sobie, masz wielkie szczęście i jakoś dokolebałeś się do emerytury mino przeciwności losu. Pracowałeś z różnych przyczyn sporadycznie. Nie masz tych odpowiednich okresów składkowych, ale jednak coś tam przez te lata udało Ci się uzbierać. Dostajesz więc pieniądze od razu, a nie w emerytalnych ratach. I co wtedy zrobisz? – spytał kolega. – Trzeba zaszaleć. Iść do najbliższej knajpy i przepić wszystko, bo pewnie tylko na tyle starczy tej zusowskiej gotówki. Zważywszy, że według statystyk około połowa męskiej populacji Polaków nie dożyje do emerytury, albo odejdzie w zaświaty w pierwszych jej latach, to nie pozostaje nic innego jak szybko wydać to, co się tam przymusowo w ZUS-ie uzbierało – zauważyłem przypominając sobie ostatnią otrzymaną od tej instytucji informacje o stanie moich emerytalnych oszczędności, która nie napawała optymizmem. Uświadomiłem też sobie, że wyczytałem gdzieś niedawno, że niektórzy otrzymują zaledwie po pięć czy sześć złotych świadczeń emerytalnych miesięcznie. A najniższa emerytura nie przekracza czterdziestu pięciu groszy, więc faktycznie lepiej wydać wszystko od razu i się nie męczyć starając się przeżyć za czterdzieści pięć groszy miesięcznie.

Staliśmy tak w milczeniu czekając aż deszcz przestanie padać i będzie można udać się w bardziej przyjemne miejsce. Nie wiem jak przyjaciel, ale ja zastanawiałem się na nad tym, na co wydałbym to, co uskładałem w ZUS-ie, bo te wymagane dziesięć lat już przepracowałem i gotówka się należy. Jednakże niewielkie są jednak szanse żebym dożył takiego wieku, w którym te świadczenia będą przysługiwać. Dlatego zdecydowanie wolałbym dostać to, co się należy, już teraz, bo mam pewne obawy, że przy moim trybie życia, oraz z racji tego, że kolejną wizytę u lekarza specjalisty (który usilnie stara się utrzymać mnie przy życiu) mam wyznaczoną za pół roku to istnieje spora szansa, że nie doczekam tej emerytalnej wypłaty.