Zniewolony przez czas

Obublikował pavvel dnia

Czuję się niewolnikiemczasu. Wiem, że to takie bezsensowne utyskiwanie. Co można zrobić, no nic niemożna zrobić, trzeba jakoś z tym żyć. Czas jest i nieubłaganie upływa i nic nato nie poradzę, bo go nie zatrzymam.  Alechyba mogę sobie pomarudzić, jak już taki jestem bezradny?  Jak już wspomniałem czas mnie szalenie denerwuje.Bo jest ze mną od świtu do późnej nocy i w zasadzie zostaje ze mną na noc.Dlaczego ja nie mogę sobie pospać do chwili, aż będę miał snu całkowicie dość?No nie mogę, bo trzeba wstać na czas, bo przecież jest już późno. Bo czeka dzień,a w nim wiele zajęć o określonym czasie. – Zobacz, która godzina! – strofujęsam siebie próbując zwlec się z łóżka. Wskazówki zegara nieubłaganie biegną do przodu a ja się stresuję, żejest już tak późno. Potem wstaję i znów wszystko robię w pośpiechu. No, bopraca a w niej spotkanie, potem następne. O tej godzinie jeszcze mam zadzwonić,potem do innej godziny mam termin na wysłanie ważnego i zaległego raportu. – Jakidziś dzień – pytam sam siebie i nerwowo spoglądam na kalendarz. No tak! Miałemdo wczoraj termin na wizytę w urzędzie. Spoglądam na zegarek, to już tagodzina! Niesłychane! A ja jeszcze nic w zasadzie nie zrobiłem, choć pracuję jużponad osiem godzin.  – O której mam się spotkaćz moją dziewczyną? – znów kolejne auto pytanie kontrolujące czas.  Nie mogę się spóźnić. Czy ja już jadłem? A czyja mogę tak dużo zjeść o tej porze? No już jestem w domu. Boże! O tej godzinie!Przecież zostało tylko kilka godzin i trzeba będzie iść spać, aby znów ranopowtarzać ten codzienny rytuał pogoni za uciekającym czasem. A tu nagle docierado mnie, że jest już piątek. Lubię ten dzień w tygodniu, bo mam wrażenie, żeczas w tym dniu, choć trochę zwalnia. Weekend, odpocznę – myślę sobie – alegdzie tam. Od razu zaczynam zastanawiać się, dlaczego wolne dni tak szybkomijają, że już jest sobota… Oj już sobotni wieczór! No nie, jeszcze tylkokilka godzin wolnego od pracy. Niedziela, dlaczego ona tak szybo mija?… no iznów poniedziałek. Tak, zgadza się… Nienawidzę poniedziałków! I znów kieratpogoni za czasem, który wciąż ucieka. Mijają lata. Po co ja je liczę? – zastanawiamsię. – Pan tak bardzo młodo wygląda jak na swój wiek – pociesza mnie panienka,której w urzędzie podałem moją datę urodzin. Ale ja czuję, że mój czas ucieka. Patrzęna swoją twarz w lustrze i wiem, że nie jestem już taki jak byłem kiedyś. – Mammałe zużycie biologiczne – lubię powtarzać. Ale czas zniszczył i postarzył mniewewnętrznie.  Dni zlewają się w pasmo. Biegnąlata, a ja ciągle gonię za uciekającymi godzinami, dniami, miesiącami. Nienawidzębyć niewolnikiem kalendarza. Nie cierpię patrzeć jak przeskakują na zegarzekolejne minuty. Jestem, żyję w zamkniętym kręgu przymusu czasu. Żyję na czas! Czujęjak on mnie dusi, jak mi wykręca ręce, jak wykrzywia mi twarz, jak podcina minogi, jak niszczy mi skórę na dłoniach. On mnie prześladuje. Torturuje. Ciąglejest ze mną i udowadnia mi, że mam coraz mniej… czasu właśnie. Nie wiem, poco ktoś wymyślił to odliczanie do końca. Ponad dwa tysiące lat temu rzymskiwładca wynalazł kalendarz, którego używamy do dzisiaj. Od tamtej pory kalendarzprawie w ogóle się nie zmienił. A ponad siedemset lat wcześniej w Chinach jużistniały urządzenia mierzące upływ czasu. Może warto coś zmienić, bo właśniejuż chyba czas, żeby trochę zwolnić. Przynajmniej ja mam takie poczucie, bo ztym życiem według zegarka nie mam na nic czasu, a najbardziej dla siebie i dlabliskiej mi osoby. Nie mam czasu na prawdziwe życie.