Nietrzeźwi trzeźwi

Obublikował pavvel dnia

– Niech będzie pochwalony! – już w progu huknął na całe gardło wchodząc do restauracyjnej izby. – Na wieki wieków! – odpowiedział mu wielogłos zgromadzonych. Nowoprzybyły począł przedzierać się miedzy stolikami, grzesznie, lecz stanowczo torując sobie drogę wśród biesiadników tłumnie zgromadzonych w knajpianej sali w te piękne, mroźne, zimowe popołudnie. Po tych trudach i znojach stanął w końcu przed nami w całej słuszności swoich rozmiarów.  – Zimno dziś pioruńsko, wypiłoby się conieco albo i nawet więcej, nalejcie no panoczku – to rzekłszy zdjął z głowy wielką futrzaną czapę, z ramion zrzucił ciężki, długi kożuch, po czym sapnąwszy jeszcze kilka razy opadł ciężko na krzesło, które wydało z siebie potworne skrzypnięcie boleści.

– Ja to panowie – zwrócił się do nas – nie mogę bez wódeczki. Pokiwaliśmy głowami ze zrozumieniem. A że było już nalane to wypiliśmy. – Ja panowie, to czym dłużej żyje, czym dłużej patrzę na ten świat, czym więcej czytam, oglądam to tym bardziej przekonuje się o tym, że my Panowie to strasznie mamy przesrane z tym piciem – rozpoczął opowieść a że z doświadczenia wiedziałem że będzie miał wiele do powiedzenia, a i o suchym pysku tak jakoś niepolitycznie siedzieć, to i wysłałem najmłodszego wśród nas do baru aby zamówił coś większego i to dwa razy. – My to Panowie szanowni musimy się starać o to żeby mieć za co i z kim i gdzie wypić żeby osiągnąć ten stan lekkości umysłu. I do często musimy opłacić nie dość, że pieniędzmi do jeszcze i zdrowiem – mówił. – A przecież są inne lepsze sposoby oderwania się od świadomości i szybowania w przestworzach absurdu i bezrozumu – dodał. Tu podniosło się kilka głosów, że to nie tak, że to wcale nie odbiera rozumu, że to tylko koloruje rzeczywistość. Przyjaciel po części zgodził się z tym poglądem, ale też stanowczo wskazywał na to, że można stan upojenia i oderwania od rzeczywistości osiągnąć znacznie taniej, bez wielkim nakładów finansowych. Tak tylko swym bytem i przynależnością do pewnych wart społeczeństwa.

– Teraz mam więcej czasu, bo to zima i wieczory dłuższe to i więcej się interesuje polityką – wyjaśniał przyjaciel. – Czytam więcej, oglądam więcej, słucham więcej, no jestem na bieżąco. I tak, co dnia mam coraz większą świadomość, że oni tam w tych sejmowych ławach, w tym kulisach, gabinetach, salonach i w salach narad, oni tam wszyscy są nawaleni od samego rana. No bo przyznajcie sami, nikt trzeźwy nie gadałby takich głupot, no przynajmniej nikt normalny. Ale jeśli ci państwowi urzędnicy, ci wybrańcy narody, politycy znaczy, są normalni to żeby tak gadać bez składu i ładu to muszą być jak nic nawaleni w trzy dupy. No nie jest tak?  – zakończył i popatrzył na nas.

Nie wszyscy się zgodzili. Jedni uznali, że to prowokacja i poczęli się nerwowo rozglądać po sali. Inni uważali, że to nie jest do końca trafna diagnoza. Jeszcze inni po prostu mieli to w głębokim poważaniu. Na końcu uchwalono z kilkoma głosami odrębnymi, że przyjaciela osąd, co do trzeźwości klasy politycznej jest błędny, niczym nieuzasadniony no i krzywdzący. – Czyli uważacie, że oni tak na trzeźwo to wszystko mówią? – zapytał przyjaciel. – Oczywiście – odpowiedziało mi wielu, choć nie wszyscy. – Jeśli tak jest, to ja im bardzo zazdroszczę, bo oni ten stan nietrzeźwości osiągają zupełnie bez alkoholu i to jest wielka sztuka – dodał.