Z okazji dnia przytulania i święta rosyjskiej wódki

Obublikował pavvel dnia

Gdy tylko się obudziłem, to już wiedziałem, że to nie będzie dla mnie dobry dzień.  Nie będzie dobry, bo na „dzień dobry” obudził mnie sygnał telefonu. Ktoś bladym świtem – siódma trzydzieści rano – zapragnął ze mną porozmawiać przez telefon i nie dał się zignorować tym, że nie odebrałem za pierwszym razem. Zadzwonił jeszcze dwukrotnie, jakby nie rozumiał, że jeśli nie odbieram za pierwszym razem, to pewnie jestem zajęty lub zwyczajnie nie chce rozmawiać. Tym razem nie odebrałem, bo tak już mam, że nie przyjmuje telefonów z nieznanych numerów, a zwłaszcza takich, które budzą mnie o świtaniu.

Jak mnie obudzono to przecież od razu mnie dopadło analizowanie życia, więc nie było innego wyjścia jak wstać do życia, czyli złapać za telefon i sprawdzić, co tam słychać na świecie i w naszym powiecie. Nie musiałem długo szukać, bo dość szybko publikatory zawiadomiły mnie, że dziś mamy święto. Niby to nic nowego, bo w Polsce świąt jest bezliku. W zasadzie każdego dnia jest jakieś święto. A to państwowe, a to kościelne, a to zwyczajowe, branżowe lub środowiskowe. Mamy chyba więcej świat niż dni w kalendarzu. Taki z nas widocznie świąteczny narodzik.

Tym razem okazało się, że obudziłem się w dniu celebracji dnia przytulania. Jak by się nie rozglądać i jakby nie szukać na moich trzydziestu pięciu metrach kwadratowych z balkonem nie było już od dłuższego czasu nikogo do przytulania. Pluszowego szczura – pozostałość z dawnych mrocznych czasów – nie liczę. Ściślej, nie było nikogo żywego do tulenia, bo ostatnia, która chciała się przytulać pod koniec naszego wspólnego pomieszkiwania i tak nie była skora do przytuleń a następnie się wyprowadziła.  A te, które sporadycznie mnie nawiedzają to raczej i tak nie wpadają tu by się tulić i na tym bytności kończyć, więc też się nie liczą. Tak, więc można skonstatować, że w dniu przytulania nie miałem i nadal nie mam nikogo, kto by mnie przytulił. I to mnie przybiło już z rana i nadal mnie trzyma.

Mam takie maleńkie, naiwne marzenie. Chciałbym, choć na jeden dzień uciec od stresu, który jest ze mną przez całe dnie i noce. Chciałbym na jeden, no może nie na jeden a na kilka dni, uciec gdzieś i zapomnieć o wszystkich moich kłopotach, które okupują moją głowę niczym germański najeźdźca. Ale tak się nie da, a przynajmniej na razie się nie da. Dlatego musi wystarczyć wypróbowany sposób, który może nie gwarantuje wyjazdu na tygodniowy urlop w strefie psychicznego i fizycznego komfortu, ale pomaga zapomnieć, choć na chwile o tym, co mnie dręczy. I tu dochodzimy do tego, że dziś jest jeszcze jedno święto. Otóż trzydziesty pierwszy stycznia jest uważany za dzień narodzin rosyjskiej wódki. W tym dniu w 1865 roku Dmitrij Mendelew obronił swą słynną prace doktorską o „połączenie alkoholu i wody”.  I tak oto dziś mamy święto rosyjskiej wódki. A jak wiadomo wódka na wszystko – w tym na smutki – najlepsza.

Przeważnie ludzie mnie krępują, żeby nie wyznać ze denerwują. No, może nie wszyscy tak na mnie działają, ale w swej masie to już na pewno. Jednak to nie znaczy, że w tak wyjątkowym dniu jak dzień przytulania nie chciałbym być przytulony.  A co mi zostaje, jak nikogo takiego nie ma w okolicy? Pozostaje świętować to drugie przypadające dziś święto. Dlatego udałem się do mojego ulubionego sklepu monopolowego, gdzie do sprzedaży oferują gatunki wódek z całego nieomal świata i nabyłem tam butelkę rosyjskiej wódki. I tak oto walczy we mnie radość z tego, że dziś święto rosyjskiej wódki a rozpaczą z tego, że nikt mnie nie przytuli w dzień przytulania.


Komentarz

  1. Replyszczęściara
    Wspaniały blog! Cudowne przemyślenia jakbym słyszała sb ! Zapraszam do mnie bardzo serdecznie